I stało się. Po długim miesiącu organizowania przeprowadzki wreszcie mieszkam w Hiszpanii. I jest wspaniale!
Jak na dom wynajęty przez Internet trafiliśmy rewelacyjnie. Mieszkamy na spokojnym osiedlu położonym na wzgórzu, z którego rozpościera się zapierający dech w piersiach widok na góry i morze. Koty nauczyły się już wychodzić z domu, który jest dla nich jak wielki, koci plac zabaw. Mogą do niego wracać na dziesiątki sposobów z trzech różnych kondygnacji oraz wskakiwać z dachów sąsiadów.
Oprócz dużego, półokrągłego balkonu przy sypialni na piętrze z widokiem na słonia, mamy taras przed domem gdzie pijemy poranną kawkę i spędzamy wieczory oraz całkiem przyzwoity basen z drugiej strony budynku. Basen niby przynależy do 8 domków ale zazwyczaj jesteśmy w nim sami. Tubylcom chyba znudziło się pluskanie w wodzie, a turyści docierają tu sporadycznie. Głównie dlatego, że żeby się tu dostać potrzebują auta bo oprócz 1000 prawie identycznych domków na osiedlu nie ma nic innego: ani wypożyczalni aut, ani szkoły, ani nawet sklepu. I to jest dla nas chyba jedyna niedogodność bo moje kochane Signum zostało w Polsce. Kabriolet M. sprzedaliśmy a tu bardzo by się nam przydał własny, zmechanizowany środek transportu. Na razie „auto” wynajmujemy. Płacimy okropne pieniądze za okropnego śrumpa ale o tym innym razem.
Wszelkie formalności związane z prawnym umiejscowieniem nas w Hiszpanii załatwiła za nas wynajęta firma. Firma jakich tu wiele ze względu na ogromną ilość bytujących w Hiszpanii expatów z różnych części Europy, głównie UK.
Tak więc sprawa wynajmu domu i rachunków nam odpadła, księgowość prowadzi nam Niemka, a Internet podłączyło nam dwóch Brytyjczyków. Nasi sąsiedzi to głównie emerytowani Brytyjczycy, Holendrzy i Belgowie ale są tu też rosyjscy freelancerzy i od czasu do czasu turyści z Europy. Kilka metrów od nas widziałam zaparkowanego mercedesa z Krakowa ale nie nawiązaliśmy jeszcze kontaktu z rodakami na naszym osiedlu.
Odkąd mieszkam w Hiszpanii minął ponad miesiąc. Wszyscy jesteśmy niemiłosiernie opaleni, mimo że nie smażymy się jakoś specjalnie na słońcu – sama zabawa przy i w basenie nas opala. Nosimy czapy i okulary, pijemy dużo wody i wreszcie mamy wszystkie okna otwarte.
Trzeba przyznać, że bywa gorąco. Nie tak jak na Malcie ale 34 – 35 stopni już doświadczyliśmy. A co najbardziej odróżnia Hiszpanię od Malty to to, że tu jest zielono. Była też jedna czy dwie burze i ultra ulewa, która prawie nam podtopiła kuchnię bo z jakiegoś powodu w naszym domu nie zamontowano rynien, ale kto by biadolił o rynnach jak jest basen. Idę popływać, a potem napiszę coś na temat kosztów życia w Hiszpanii.