Nie lubię Malty! Mogłabym w nieskończoność psioczyć na ten kraj wiecznego rozgardiaszu i wymieniać w czym Malta nie dorównuje Irlandii a momentami nawet Polsce. Ale nie o tym dziś będzie. Bo Malta ma przynajmniej jedną zasadniczą cechę dającą jej przewagę nad większością krajów europejskich i bywa, że owa cecha przesądza o tym żeby spróbować osiedlić się w tym maleńkim kraju na południu cywilizacji europejskiej.
Europejską Malta ma jedynie walutę, wszystko inne to Afryka dzika. Ktoś kiedyś na bardzo aktywnym i przepełnionym fantastycznymi ludźmi Forum Polaków na Malcie (pozdrawiam forum) napisał że „Malta to nie kraj. To stan umysłu.” I dokładnie tak jest. Nic na Malcie nie jest logiczne i nie powinno się próbować zdroworozsądkowo wytłumaczyć czegokolwiek na Malcie. To skrajnie nielogiczne miejsce. Znów mnie ściąga w stronę psioczenia przywołuję się więc do porządku i piszę dlaczego fajnie jest mieszkać na Malcie. A z pewnych względów tak właśnie jest. Serio.
Gównie dlatego że jest ciepło! Latem ultra upalnie a i zimą temperatura rzadko spada poniżej 10 stopni. Słońce świeci ponad 300 dni w roku (to o 300 więcej niż w Irlandii), bywa że pada ale są to z reguły ciepłe, gwałtowne urwania chmur, po których latem nie ma jak oddychać, z upału i dużej wilgotności powietrza. Rety jak by mi się teraz taka nagła burza przydała. Tak. Burza, unoszący się w powietrzu zapach kurzu, paląca w plecy tapicerka i kąpiel w ciepłym morzu. O tak. Październikowa kąpiel w maltańskiej zupie.
Październik to mój ulubiony miesiąc w roku (na Malcie rzecz jasna). Przyjeżdża już wtedy mniej turystów i można sobie nawet znaleźć leżące miejsce na plaży. Można chodzić po piasku bez butów bo piach już tak nie parzy. Nie trzeba parkować auta 5 km. dalej bo są wolne miejsca parkingowe. W dodatku na prawdziwym, asfaltowym parkingu a nie tylko na wysuszonym polu, na które wprawdzie można wjechać z jakiej tylko się chce strony to niestety każda droga prowadzi przez wertepy. Prawdopodobieństwo urwania zawieszenia jest jesienią mniejsze bo nie trzeba się pchać. Tak wiem psioczę, już przestaję.
Zima na Malcie jest CUDOWNA!!! Gdyby nie brać pod uwagę tego, że w mieszkaniach nie ma ogrzewania i jest zwyczajnie zimno. Krajobraz maltański zimą przypomina Irlandię w środku lata. Roślinność budzi się do życia, robi się wspaniale zielono, kwitną kwiaty, trawa nabiera koloru mocno nasyconej zieleni, że aż się chce dosłownie zjeść tą trawę z wdzięczności, że jednak nie wszystko zostało wypalone podczas długiego sezonu letniego. Do tego gdzie nie spojrzeć, w prawo, w lewo – wszędzie morze. Mieszkałam na północy kraju, nad samą zatoką po wschodniej stronie wyspy a M. prawie codziennie chodził do pracy na nogach na stronę zachodnią. Fajnie. Zima na Malcie jest krótka i nie dokucza tak jak w IE. Zimny wiatr się zdarza ale deszcz nie pada poziomo i ani razu nie udało mi się zmoknąć tak, że wykręcałam skrapety i gatki też. W Irlandii owszem. Niejednokrotnie.
Ciepłe morze i słońce to absolutnie największe atuty Malty. Takie widoki na zdjęciu powalają, na żywo zapierają dech w piersiach.
Teraz zaczyna się na Malcie wiosna, znajomi niedługo zaczną robić mi gula publikując na fb swoje roznegliżowane fotki – też tak robiłam. Jak to czytasz i smażysz się teraz na dachu – go ahead, wklej mi w komentarzu swoją fotkę żebym zazdrościła. Tylko zakryj proszę to co się zwykle zakrywa do zdjęcia. Tak, taras na dachu pozwala opalać się na golasa! Jarałam się tym opalaniem w środku zimy – bo zdarzało nam się rozkładać… kocyk i wygrzewać gnatki w słońcu nawet w styczniu. Coż było robić jak w domu zimno 😛
Zapomniałabym o truskawkach. Maltanie to imprezowy naród. Wraz z początkiem sezonu (gdzieś od kwietnia) zaczynają świętować. Wszystko co popadnie. Oblatują wszystkich świętych, patronów miasteczek i wsi, pomidory i inne owoce. Moja ulubiona festa to ta truskawkowa oczywiście i choć nie lubię dzikich spędów festynowych to na ten z chęcią bym się wybrała po raz kolejny. Truskawki, truskawki, wszystko z truskawek. Truskawki na wagę, ciasto truskawkowe, lody truskawkowe, pizza z truskawkami (tak, tak, nie porąbało mi się), wino truskawkowe – coś wspaniałego. Jeśli kochasz truskawki tak jak ja – wybierz się kiedyś koniecznie na Maltę w drugiej połowie kwietnia na truskawkową festę.
Po wiośnie nadchodzi lato, pora roku znienawidzona przez tubylców. Mi tam lato jakoś specjalnie nie przeszkadza, wręcz przeciwnie, mogłoby sobie palić cały rok nawet tylko żeby też czasem popadało żeby nie niszczyć tego zielonego. Malta latem wygląda jak Bejrut, wyschnięte badyle zlewają się z kolorytem budynków i jest ble. We wrześniu nawet jaszczurki ciągają językami po ziemi. Przydałoby się trochę tych celsjuszy tutaj w Polsce, co? Tak z 10? No, 15 do tego co jest teraz i jestem przeszczęśliwa, wbijam się w bikini i lecę do ogródka łapać witaminę D. Teraz, gdy siedzę czasem w wannie, nie mogę patrzeć na swoje zimowe blade ciało. Na Malcie nie bledniesz do całkowitej białości. Nie masz kiedy.
Kiedyś w przypływie smutku jeździłam 40 minut po wyspie szukając drzewa. Chciałam zwyczajnie usiąść w cieniu pod drzewem i odsapnąć od tego gorąca, kurzu i ścisku. Dusiłam się i potrzebowałam przestrzeni. Drzewa nie znalazłam i dlatego nie mieszkam już na Malcie 😉
Skoro o jeżdżeniu, to w 40 minut można Maltę przejechać całą, z północy na południe*. Ze wschodu na zachód w 5 minut. I to kolejna cecha, która może być odebrana jako zaleta. Wszędzie można dostać się autem w ciągu powiedzmy godziny, tzn można by było gdyby nie dziurawe i zapchane drogi. Ale gdy stoisz na Malcie w punkcie A, a twój docelowy punkt B na mapie wydaje się być od ciebie oddalony o kilka kilometrów, możesz mieć pewność, że ów punk B jest w rzeczywistości tuż za rogiem. Przyzwyczajeni jesteśmy do innej skali mapy. Dystanse na Malcie są niewyobrażalnie… krótkie.
Malta to chaos. Co dla niektórych może być wielką zaletą. Wszystko na Malcie się „załatwia”, dlatego też dobrze znać „jak najwięcej ludzi” i z nimi gadać, bo jedni ludzie znają drugich co ułatwia „załatwianie” czegokolwiek i wszystkiego. Tu nie ma chyba żadnych zasad, reguł czy przepisów. Oj przepraszam przepisy jakieś tam mają i procedurki ale nikt ich nie przestrzega co np. pozwala wracać z dyskoteki autem po pijaku – bo nikt i tak nie sprawdza, a poza tym i tak wszyscy tak robią. Znowu zrzędzę? To dlatego, że ja lubię zasady i gdy jest wszystko poukładane, najlepiej podpisane i zaszufladkowane. Powinnam chyba mieszkać tuż za naszą zachodnią granicą a nie pałętać się po Maltach.
Na Malcie nikt się niczym nie przejmuje. Ludzie krzyczą do siebie, a po chwili podają sobie ręce. Ludzie bawią się i są uśmiechnięci (jeśli akurat nie próbują się nawzajem zmiażdżyć na drodze), piją, tańczą i lubią się. I ciebie też. Dlatego jak warto tam zagościć chociaż na chwilę bo Malta to (mimo mojej wielkiej antypatii do tego miejsca przyznaję obiektywnie) piękne miejsce.
PS. Byłabym zapomniała. Na Malcie językiem urzędowym jest maltański (takie pomieszanie arabskiego z włoskim i angielskim, brzmiące jak reklamy na kanałach XXX) i nasz ulubiony angielski. Polscy emigranci z deszczowych wysp ciągną tam więc tabunami. Jednym się podoba i zostają (przynajmniej na parę lat żeby się pobawić) inni wracają z podkulonym ogonem do krain deszczem płynących, a jeszcze inni nawet lądują bez sensu w Polsce.
PS. PS. I jeszcze jedno przeszczepiłabym z Malty do Polski. Niby banał. Mundurki szkolne, ale nie takie szmatki czy obleśne kamizelki gimnazjalne ale kompletne, całoroczne mundurki: czapeczka, koszula, krawacik, tshirty, spodnie, sweterek, kurtka, kieca i dresik oraz buty – wszystko w barwach szkoły. Te małe mróweczki z podstawówek dzięki mundurkom rozpoznają się na wyspie, pozdrawiają się, wyglądają super a rodzice nie muszą codziennie myśleć w co ubrać swoją pociechę do szkoły. Sugerowałam pomysł w Polsce ale jednorazowy wydatek rzędu €100 na mundurek nie przejdzie. To nic, że po przyjeździe do Polski jesienią musiałam zaopatrzyć pannę N. w jesienne ubranka za 600 zł plus buty i to tylko na czas jesieni (Po roku na Malcie dysponowałyśmy jedynie nieskończoną liczbą koszulek na ramiączkach, krótkich spodenek i kostiumów kąpielowych). Zimą kolejny zestaw należało nabyć. A tak za trochę ponad 400 zł byłaby sprawa załatwiona. Ale mnie nikt nigdy przecież nie słucha.
Spoko czy nie?
Edit bo w komentarzach pojawiły się oznaki niezrozumienia i jakiegoś dziwnego zacietrzewienia
*w 40 minut można przejechać Maltę z północy na południe (testowane na własnej skórze w nocy, google maps pokazuje 49 minut dla ścisłości), tą samą trasę transportem publicznym pokonuje się wg. google maps w 7 godzin i 23 minuty, na nogach w 6 godzin więc błagam, darujcie sobie upierdliwości typu „ja jechałam z Bugiby…”, „chyba helikopterem” i „co ty wygadujesz…”