„A cóż to za pomysł żeby spędzać Wielkanoc w górach? Tak poza domem? Przecież to święta rodzinne!” No tak, pomysł może budzić zdziwienie u co bardziej tradycyjnych Polaków, którzy przyzwyczajeni są do obchodów świąt wszelakich przy stole z całą rodziną bliższą i dalszą. U mnie w domu też nie pozwalano „łazić po chałupach” gdy chciałam po świątecznym śniadaniu spotkać się z koleżankami.
Wielkanoc w Osadzie Śnieżka
My, jak wiadomo, polskie tradycje mamy w głębokim poważaniu i dlatego także w tym roku uciekliśmy z miasta, tym razem w góry, a dokładnie do apartamentu w Osadzie Śnieżka, na szybko zarezerwowanego parę dni przed wyjazdem. Co dziwne, do podobnych wniosków doszły setki innych gości, którzy tak jak my, zamiast gnieździć się w domach, postanowili spędzić Wielkanoc w górach. „W górach” to oczywiście mocno powiedziane. Osada Śnieżka znajduje się bowiem w Łomnicy między Karpaczem a Jelenią Górą. Wzgórki i pagórki pokryte śniegiem było widać ale nie dlatego wybraliśmy się właśnie tam.
Zależało nam na tym, żeby spędzić czas poza domem, żeby dali nam dobrze zjeść i żebyśmy mogliśmy się zrelaksować, wygrzać w saunie, potaplać w basenie i dać się ewentualnie wymasować podczas jakiegoś zabiegu w spa. Po kilkugodzinnej podróży przez niedofinansowane regiony, przeprawie przez dziurawe drogi i wołający o pomstę do nieba odcinek A4 dotarliśmy na miejsce.
Ku naszemu zdziwieniu Osada Śnieżka była wypełniona po brzegi (a zdawałoby się, że Polacy są tacy tradycyjni) ludźmi z różnych zakątków kraju. Wielkanoc w górach postanowiły spędzić całe rodziny, głównie z dziećmi, naszego narodowego superbohatera Małysza włączając.
Osada Śnieżka zapewnia bowiem szereg rozrywek dla dzieci nawet gdy pogoda nie dopisuje. Najmłodsi mogą jeździć po ośrodku na gokartach, grać na PS, w piłkarzyki, bilarda, skakać na dmuchanych zamkach, bujać na huśtawkach, pływać w basenie czy spacerować ze swoim pieskiem po lesie.
Osada Śnieżka, mimo swoich ekscentrycznych gości, zadbała o tradycje, organizując szereg udogodnień świątecznych: wielkanocne śniadanie i skompletowane koszyczki ze święconką gotowe do kropienia w pobliskim kościele w Wielką Sobotę. Dzieci mogły biegać z zajączkami – animatorami po ośrodku w poszukiwaniu jajek, a rodzice w tym czasie wystawiali dzioby do słoneczka wylegując się na leżaczkach. Sielanka na całego.
My z obrzędów świątecznych odhaczyliśmy jedynie szukanie jajek i jedzenie pasztetu z dzika. Wielkanoc w górach spędziliśmy zgodnie z pierwotnymi założeniami w jacuzzi i na basenie obserwując przy okazji naszych rodaków.
Nie tacy Polacy biedni
I tu doszliśmy do pewnych zaskakujących wniosków. Gdy patrzy się na Polskę z perspektywy emigranta, który od wielu lat mieszka za granicą, z jakiegoś powodu myśli się, że Polacy są… biedni. Takie wyobrażenie utwierdza nasze narodowe narzekanie i przekaz w mediach. My, mimo że jesteśmy w kraju już od lat paru, nie mamy styczności z polską rzeczywistością na tyle, żeby do nas na codzień docierało jak jest. Nie pracujemy na etacie, nie mamy telewizora, a mimo wszystko gdzieś z tyłu głowy siedzi nam obraz biednej Polski i biednych Polaków. Dopiero niespodziewany wyjazd do 4 gwiazdkowego hotelu uświadomił nam, że biedna Polska jest jedynie stereotypem.
Z drugiej jednak strony gdyby tak policzyć koszt przygotowania tradycyjnej Wielkanocy w domu, dla kilku osób, to nie wiem czy pobyt w święta w górach nie okazałby się korzystniejszy. W tym roku statystyczna rodzina wydała 400 zł na Wielkanoc (zasłyszane w RMFFM). Ja uważam, że znacznie więcej po tym co działo się w sklepach. Nasz trzydniowy pobyt w Osadzie Śnieżka w bardzo wygodnym apartamencie z kominkiem, mini sauną, ze śniadaniami i nieograniczonym dostępem do basenów, jacuzzi, saun, sali zabaw, kosztował ok. 1400 zł za naszą trójkę. Dodatkowo jedliśmy późne obiady w hotelowej restauracji: ok. 100 zł za trzy wymyślne posiłki, mini zabawkę dla Panny N. i po solidnym drinku dla mnie i M.
Prosto do apartamentu przyniesiono nam świąteczne śniadanie, a w jego skład wchodziło wszystko to, co na wielkanocnym stole znaleźć się powinno: żurek, jaja, biała kiełbasa, pasztety, wędliny, sery, kilka różnych sałatek, dwa rodzaje pieczywa, pasty jajeczne i rybne, masło, chrzan, ćwikła, sosy do wędlin, babki i inne ciasta, soki, wody – waaay beyond our expectations. Pewnie, że sałatka nie była taka jak mojej mamy, a jabłecznik wzbogacono niepotrzebnie cynamonem, którego nie lubię ale gotowanie, pieczenie, sprzątanie mnie w tym roku także nie dotyczyło i szczerze polecam taki właśnie sposób spędzania świąt.
Nie tylko ze względu na przystępną cenę i wygodę ale dlatego, że święta są po to, by pobyć razem, w spokoju i żeby odpocząć, a nie żeby najpierw dostawać szału w sklepach, stać w kolejce po łososia, męczyć w kuchni a potem siedzieć przed tv z pełnym brzuchem zaklinając się że już nigdy nie będę się tak obżerać.
Spoko czy nie?