Nie będę odpowiadać na pytanie „Dlaczego w Polsce nikt nie jeździ zgodnie z przepisami?” bo nie wiem. Zastanawiam się tylko. Może Ty znasz odpowiedź bo pewnie jeździsz tu dłużej niż ja? Jeśli tak jest, please, wytłumacz mi to zjawisko.
Na Malcie nie da się przekroczyć prędkości bo zwyczajnie nie ma gdzie się rozpędzić. Jeśli już trafisz na drożynę zdatną do normalnej jazdy, najprawdopodobniej zasponsorowaną przez UE, to kończy się ona tak nagle jak się zaczęła, zwykle przed dociśnięciem do 90 km/h.
W Irlandii przestrzeni dostatek, drogi natomiast fatalne i nawet jeśli bardzo chcesz przydepnąć to strach. Z prawej masz metr do muru, z lewej też i mimo że tabliczka wyraźnie pozwala jechać z prędkością 100 km/h to tylko wariat by się na to zdecydował.
Po Polsce jeździmy ostatnio więcej bo, po pierwsze: jest wiosna, po drugie: sprawiliśmy sobie na słoneczne dni auto. Auto nietuzinkowe, bo amerykański kabriolet – zupełnie inne niż pożyczona od mamy kosiarka, którą przekroczyć dozwolonej prędkości z przyczyn technicznych nie można nawet jak się mocno chce. Inne też niż nasze Signum z Irlandii oczekujące na rejestrację anglików w Polsce.
Nasz nowy kabriolet wyposażony jest, jak na amerykański krążownik przystało, w duży silnik, potrafi więc jechać szybko. Ale my jesteśmy przecież grzeczni. Stosujemy się do zasad. Niestety wygląda na to, że jako jedyni.
Nikt, absolutnie nikt w tym kraju, nie jeździ zgodnie z przepisami. Mało tego, kierowcy wyraźnie okazują swoje niezadowolenie, gdy my zwalniamy w terenie zabudowanym do 50 a poza – nie jedziemy szybciej niż 90 km/h. Skąd w Polakach takie zacięcie? I czemu potem wszyscy płaczą, że radar, że policja, że mandat?
Lubię zasady i wierzę, że ograniczenie prędkości działa na korzyść wszystkich uczestników ruchu drogowego. Rozumiem w pewnym sensie, że zakompleksiona istota prowadząca Mercedesa może czuć się w pewien sposób upokorzona jadąc za kosiarką vel Matiz – musi więc wyprzedzić bo inaczej pęknie przecież. Ale gdy w sobotnie przedpołudnie dwie rozczochrane królewny w rozklekotanym Golfie II wyprzedzają na podwójnej ciągłej spokojnie bujającego się 90 km/h amerykańskiego Stratusa, to nie potrafię tego usprawiedliwić, w żaden, nawet najbardziej pokręcony sposób.
Królewien na polskich drogach bez liku, królewiczów w wyścigowych Mercedesach również. Co siedzi w głowie tych ludzi gdy drą przez wieś 110 km/h? Można być głupim jak się ma naście lat – też byłam nastolatką i też miałam pstro ale przecież nie same szczawie wsiadają do aut.
Natomiast udało się rządzącym, w pewnym sensie, wyegzekwować przepuszczanie pieszych na pasach. Po 10 latach spędzonych za granicą muszę przyznać, że piesi na przejściach są wreszcie traktowani z szacunkiem, choć dostrzegam subtelną zależność między rodzajem noszonych przeze mnie w danym momencie butów a czasem oczekiwania na przejściu. Szpilki i rozpuszczona blond czupryna gwarantują 100% „zatrzymywalność”. Nawiasem mówiąc, zamówiłam sobie pięć par nowych szpilek z Chin. Jak wreszcie do mnie dotrą i będą się nadawały do noszenia – żadne przejście dla pieszych mi nie straszne.
A ty jak jeździsz? Przekraczasz dozwoloną prędkość? Dlaczego „kozaczenie” na drodze jest tak popularne w naszym kraju? Jak myślisz? Kompleksy, przyzwyczajenie, brak wyobraźni, lekkomyślność, głupota?